2016.06.03 "Losy bliskich i losy dalekich" - Kolejne sukcesy...
- Kategoria: Uncategorised
- Utworzono: piątek, 03, czerwiec 2016 22:05
- Poprawiono: czwartek, 16, czerwiec 2016 17:07
- Opublikowano
Nasi uczniowie po raz kolejny zajęli wysokie lokaty na szczeblu krajowym w konkursie historycznym. Opis w rozwinięciu.
Galeria FOTO - kliknij tutaj
Badając przeszłość…
W tym roku już drugi raz brałem udział w VII edycji Ogólnopolskiego Konkursu tematycznego „Losy bliskich i losy dalekich- życie Polaków w latach 1914-1989”. Jest to konkurs organizowany pod honorowym patronatem Ministra Edukacji Narodowej. Współorganizatorem konkursu jest Fundacja Armii Krajowej w Londynie. Konkurs ten jest adresowany do uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Celem konkursu jest przybliżenie historii osób mało nam znanych, nieznanych lub zapomnianych, które swoją postawą, życiem i wyznawanymi wartościami mogą stanowić przykład prawego postępowania w życiu społecznym i kulturalnym oraz które mogą przyczynić się do budowania tożsamości młodych ludzi, szerząc takie wartości jak patriotyzm, tolerancja, poświęcenie itp. Zadaniem uczestników konkursu jest przedstawienie w postaci eseju, wywiadu, biografii itp. życiorysów osób żyjących w latach 1914-1989, które w jakikolwiek sposób mogą stanowić przykład wartościowych osobistości.
Moja praca zatytułowana „Moją rodzinę rozdzieliła granica…” opowiada losy mojego wujka Józefa Łabiaka, który w sierpniu 1945r. wraz ze swoją rodziną został wywieziony z Beska na Ukrainę. Od wielu wieków Besko było dwunarodowe i dwuwyznaniowe. Obok siebie żyli Polacy i Rusini- rzymskokatolicy i grekokatolicy. Żyli oni ze sobą w zgodzie. Wówczas w przypadku małżeństw mieszanych, tzn. gdy jedno z rodziców było obrządku rzymskokatolickiego, a drugie grekokatolickiego, córki chrzczone były w miejscu ochrzczenia matki, a synowie w miejscu ochrzczenia ojca. Tak samo było w mojej rodzinie. Moja prababcia Zofia została ochrzczona w kościele, a jej brat Antoni, ojciec Józefa Łabiaka, w cerkwi. Później ten fakt zaważył na całym ich życiu. Już po wojnie mówiono o umowie polsko-radzieckiej o rozwiązaniu problemu mniejszości narodowych w drodze repatriacji. I tak właśnie się stało. Z Beska wywieziono 354 rodziny grekokatolickie, które na początku okupacji niemieckiej otrzymały narodowość ukraińską, czyli około 1300 osób. Musieli oni opuścić swoje domy, gospodarstwa, rodziny, znajomych i wyjechać.
„Smutek przemija, ale pamięć zostaje…”. I tak oto na Ukrainie musieli wszystko zacząć od początku. Musieli się zasymilować z nową sytuacją, nowym miejscem zamieszkania, nowym życiem. Z czasem smutek przeminął; wujek zdał maturę, ukończył studia, znalazł pracę. Obecnie jest na emeryturze i mieszka we Lwowie. Jednak pamięć, wspomnienia na zawsze pozostaną. Do Polski po raz pierwszy po deportowaniu przyjechał dopiero po 20 latach. Od tego czasu często przyjeżdża, nie tylko na wrześniową uroczystość na cerkwisku, ale także bez okazji, tylko po to, aby znów zobaczyć swoje ukochane Besko, swoją małą Ojczyznę.
Wybrałem taki temat pracy m.in. dlatego, że jest to ciekawa historia, a zarazem smutna. Przyjazdy wujka pamiętam już od najmłodszych lat. Jest naprawdę bliski mojej rodzinie. Jego historia jest także częścią mojej historii, bo to „moją rodzinę rozdzieliła granica”. Pisząc tę pracę poznałem nie tylko losy mojej rodziny, ale także losy mojego rodzinnego Beska. Poznałem dorobek mojej rodzinny, a także rodzinnej wsi. Wiele w ten sposób się dowiedziałem, a także wiele sobie uświadomiłem. Gdyby nie ta praca, pewnie nigdy bym się o tym wszystkim nie dowiedział, a wujek Józef byłby nadal zwykłym wujkiem ze Lwowa; nigdy bym pewnie nie dowiedział się, że w Besku mieszkali kiedyś Rusini. Udział w tym konkursie wiele mi dał.
Pracę tę zacząłem pisać już w piątej klasie szkoły podstawowej. Na konkurs wysłałem ją jednak dopiero w szóstej. Wtedy nie dostała się ona jednak do etapu ogólnopolskiego. Wraz z moim opiekunem naukowym, Panią Lidią Zielonką, postanowiliśmy w tym roku spróbować jeszcze raz. Po paru poprawkach i zmodyfikowaniu pracy została ona ponownie wysłana na konkurs. I udało się! Praca zakwalifikowała się do etapu ogólnopolskiego. Ten etap przebiegał już jednak w inny sposób. Przed komisją konkursową w ciągu dziesięciu minut miałem streścić całą pracę, a potem odpowiedzieć na pytania jury. Po odpowiednim przygotowaniu, 3 czerwca br. udaliśmy się do Krakowa na ostatni etap konkursu. Jechał z nami także Pan Przemysław Gąska, który jako mój nauczyciel w gimnazjum był moim opiekunem, a także dwie uczennice ze szkoły podstawowej- Weronika i Daria Semenowicz, które także dostały się do etapu ogólnopolskiego.
Po przyjeździe do Krakowa udaliśmy się do Gimnazjum nr 1 i po niedługim czekaniu, trochę poddenerwowany, wszedłem do wyznaczonej sali, aby przedstawić swoją pracę przed komisją. Panie z jury były bardzo życzliwe. Po wysłuchaniu mojej opowieści zadały mi jeszcze kilka pytań, typu: jak zbierałem materiały, dlaczego wybrałem taki temat pracy itp. Gdy emocje już opadły udaliśmy się do bufetu i po spożyciu posiłku mieliśmy trochę wolnego czasu, więc poszliśmy pozwiedzać krakowski rynek.
O 13:00 w Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie odbyła się uroczysta Gala podsumowująca konkurs. Po wystąpieniu ważnych osobistości, swoją pracę przedstawiły trzy wylosowane osoby, po jednej z każdej grupy wiekowej. I nadeszła pora na wyniki. Niestety ani mi, ani dziewczynom z podstawówki, nie udało się otrzymać tytułu laureata konkursu. Zostaliśmy jednak finalistami konkursu i uważam, że to i tak wielkie osiągnięcie. Nie zwyciężyłem, ale przynajmniej poznałem „losy bliskich i losy dalekich”.
Miłosz Bajgier